Kiedy informuję ludzi, że nie mogę jeść produktów mlecznych, jajek i glutenu od razu czują się w obowiązku przekazać mi wyrazy współczucia. Później pytają czy to jakaś ideologia albo spaczenie, a po usłyszeniu, że to tylko zwykła nietolerancja - współczują mi jeszcze bardziej.
Czy w takim razie powinnam czuć się przegrana?
W realiach XXI wieku, ograniczenia dotyczące jedzenia (zwłaszcza głównych składników wszystkich fast foodów) mogą się wydawać skazaniem na głód. W miejskiej dżungli bywania poza domem przez czasem ponad dwanaście godzin, upolowanie czegoś, co spełnia wyżej wymienione wymogi albo graniczy z cudem, albo wiąże się z poniesieniem ogromnych kosztów.
Co w takim razie powinnam zrobić?
Schować głowę w piasek i karmić się czymś co ewidentnie mi szkodzi?
Wydawać mnóstwo pieniędzy na produkty, które choć składają się z prostych składników i chemii ,dają mi pewność, że moje zdrowie pozostanie niezachwiane?
Jak to dobrze, że zawsze są trzecie rozwiązania :)
1. Kuchnia domowa - czyli jak ze zwykłych składników zrobić coś niezwykłego.
2. Rozpoznanie - czyli jak to zrobić najtaniej!
Poza tym "robienie tego sobie" przyniosło mi wiele korzyści. Z mojego słownika wyleciały słowa "źle się czuję". Mój jadłospis nie ogranicza się do płatków na śniadanie, kanapki na podwieczorek, czegokolwiek na obiad i kolację. Obmyślanie posiłków pomaga mi delektować się każdym kęsem i otwiera drzwi do nowych, nietypowych i niecodziennych dań. I oczywiście - moje ciało też jest szczęśliwsze.
Dlatego sobie to robię. :)
I choć na pierwszy rzut oka może się to wydawać szaleństwem i zbędnym kaprysem - taki świat żywności jest o wiele ciekawszy.
źródło: Google |